Jedni je uwielbiali, inni uważali za największe zło. Jednak, kiedy nadlatywały, nie było ani jednej osoby, która nie podniosłaby głowy kierując wzrok w ich stronę. I to nie zmieniło się do dzisiaj...


Przez pierwsze czterdzieści lat sterowce były absolutnie bezkonkurencyjne jeśli chodzi o długość lotu, udźwig, a przede wszystkim... komfort podróży. Statki powietrzne znalazły swoje zastosowanie w transporcie osób, oferując kabiny pasażerskie, salony czy jadalnie umeblowane niczym statki transaatlantyckie. Kapitan podawał kawę, grał fortepian, a pasażerowie otrzymywali wiadomości z giełdy, prognozę pogody czy intrygujące ciekawostki. Mogli też z powietrza wysyłać bądź odbierać telegramy. Co prawda na ten luksus mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi, ale ta cisza, kameralna atmosfera i te widoki niczym magnes, przyciągały możnych współczesnego świata.
Ciemne chmury
„Zmierzch gigantów” w ruchu pasażerskim nadszedł niespodziewanie i tragicznie w 1937 r. Wtedy największy z niemieckich sterowców linowych – LZ-129 Hindenburg – podczas lądowania, z niewyjaśnionych do dziś przyczyn, stanął w płomieniach. Pośrednio tragedia była efektem wykorzystania w tym egzemplarzu łatwopalnego wodoru, a nie helu jak dotychczas, na który ówcześnie było nałożone na Niemcy embargo. Podczas katastrofy Hindenburga zginęło 35 osób i choć stanowiło to „jedynie” 1/3 składu sterowca (większość załogi i pasażerów przeżyło). Wodoru więcej w sterowcach nie wykorzystywano.Zła sława poszła w świat i ludzie zaczęli się obawiać podniebnych podróży. Odbudowanie reputacji zajęło sterowcom dziesiątki lat. Ale udało się!
Marzenia o lataniu
Obecnie na świecie lata kilkanaście sterowców, wykorzystywanych jako atrakcje turystyczne, w meteorologii czy przy obsłudze imprez sportowych. Coraz częściej znajdują też zastosowanie w reklamie. Co prawda na wykorzystanie prawdziwych, załogowych sterowców stać niewielu, ale coraz częściej spotykane są jednostki bezzałogowe o wielkości 10–11m, sterowane z ziemi. Choć lata świetności sterowców już dawno minęły, to jedno nie zmieniło się do dziś – wciąż, wszędzie, gdzie się pojawiają, wzbudzają ogromne zainteresowanie, rozbudzając przy tym marzenia o lataniu u kolejnego już pokolenia.

Do dziś nad amerykańskim niebem latają trzy sterowce Goodyear-a:
Spirit of America – latający nad Kalifornią pomiędzy Long Beach a Los Angeles. Wielokrotnie wykorzystywany w filmach, takich jak: „Black Sunday”, „60 sekund”, czy „Cud na 34. ulicy”, a także serialach, np: „Zdrówko”, „Niania” czy „Ally McBeal”.
Spirit of Goodyear – najczęściej widywany nad siedzibą The Goodyear Tire & Rubber Company. Jego nazwa jest hołdem składanym pracownikom firmy każdego szczebla, na całym świecie.
Spirit of Innovation – lata po niebie nad Florydą. Najmłodszy spośród sterowców Goodyeara. Często towarzyszy ważnym wydarzeniom, jak Super Bowls, ABC Monday Night Football, NASCAR in Charlotte czy tez finałom ligi NBA.
Biało-czerwony epizod
Pierwszym polskim sterowcem był Lech, należący do Oficerskiej Szkoły Aeronautycznej w Toruniu. Był to model „Zodiac VZ-11” zakupiony we Francji w 1921 r., a do Polski przetransportowany w 1922. Lech „zakończył służbę” na wiosnę 1926 r.
Źródło: Goodyear