Jedni je uwielbiali, inni uważali za największe zło. Jednak, kiedy nadlatywały, nie było ani jednej osoby, która nie podniosłaby głowy kierując wzrok w ich stronę. I to nie zmieniło się do dzisiaj...
Historia sterowców sięga końca XIX w., kiedy rodziły się pierwsze, często nieudolne próby stworzenia „statków powietrznych”. Z wyglądu przypominały współczesne balony, różniły się jednak tym, że miały własny napęd i urządzenia umożliwiające sterowanie. Z początkiem lat 20 pojawiły się szkielety, na które naciągany był impregnowany materiał, co nadawało sterowcom owalny, aerodynamiczny kształt zachowany do dziś. Ogromny wpływ na rozwój „latających statków” miała firma Goodyear, która po zakupie patentów Zeppelina w 1924 r. szybko stała się ich wiodącym producentem na świecie. Jeden z największych sterowców został wyprodukowany właśnie przez Goodyeara w 1931 r. Nosił nazwę Akron, a jego matką chrzestną została ówczesna pierwsza dama USA Lou Hoover.Podniebny komfort
Przez pierwsze czterdzieści lat sterowce były absolutnie bezkonkurencyjne jeśli chodzi o długość lotu, udźwig, a przede wszystkim... komfort podróży. Statki powietrzne znalazły swoje zastosowanie w transporcie osób, oferując kabiny pasażerskie, salony czy jadalnie umeblowane niczym statki transaatlantyckie. Kapitan podawał kawę, grał fortepian, a pasażerowie otrzymywali wiadomości z giełdy, prognozę pogody czy intrygujące ciekawostki. Mogli też z powietrza wysyłać bądź odbierać telegramy. Co prawda na ten luksus mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi, ale ta cisza, kameralna atmosfera i te widoki niczym magnes, przyciągały możnych współczesnego świata.
Ciemne chmury
„Zmierzch gigantów” w ruchu pasażerskim nadszedł niespodziewanie i tragicznie w 1937 r. Wtedy największy z niemieckich sterowców linowych – LZ-129 Hindenburg – podczas lądowania, z niewyjaśnionych do dziś przyczyn, stanął w płomieniach. Pośrednio tragedia była efektem wykorzystania w tym egzemplarzu łatwopalnego wodoru, a nie helu jak dotychczas, na który ówcześnie było nałożone na Niemcy embargo. Podczas katastrofy Hindenburga zginęło 35 osób i choć stanowiło to „jedynie” 1/3 składu sterowca (większość załogi i pasażerów przeżyło). Wodoru więcej w sterowcach nie wykorzystywano.Zła sława poszła w świat i ludzie zaczęli się obawiać podniebnych podróży. Odbudowanie reputacji zajęło sterowcom dziesiątki lat. Ale udało się!
Marzenia o lataniu
Obecnie na świecie lata kilkanaście sterowców, wykorzystywanych jako atrakcje turystyczne, w meteorologii czy przy obsłudze imprez sportowych. Coraz częściej znajdują też zastosowanie w reklamie. Co prawda na wykorzystanie prawdziwych, załogowych sterowców stać niewielu, ale coraz częściej spotykane są jednostki bezzałogowe o wielkości 10–11m, sterowane z ziemi. Choć lata świetności sterowców już dawno minęły, to jedno nie zmieniło się do dziś – wciąż, wszędzie, gdzie się pojawiają, wzbudzają ogromne zainteresowanie, rozbudzając przy tym marzenia o lataniu u kolejnego już pokolenia.
Flota Goodyear-a
Do dziś nad amerykańskim niebem latają trzy sterowce Goodyear-a:
Spirit of America – latający nad Kalifornią pomiędzy Long Beach a Los Angeles. Wielokrotnie wykorzystywany w filmach, takich jak: „Black Sunday”, „60 sekund”, czy „Cud na 34. ulicy”, a także serialach, np: „Zdrówko”, „Niania” czy „Ally McBeal”.
Spirit of Goodyear – najczęściej widywany nad siedzibą The Goodyear Tire & Rubber Company. Jego nazwa jest hołdem składanym pracownikom firmy każdego szczebla, na całym świecie.
Spirit of Innovation – lata po niebie nad Florydą. Najmłodszy spośród sterowców Goodyeara. Często towarzyszy ważnym wydarzeniom, jak Super Bowls, ABC Monday Night Football, NASCAR in Charlotte czy tez finałom ligi NBA.
Biało-czerwony epizod
Pierwszym polskim sterowcem był Lech, należący do Oficerskiej Szkoły Aeronautycznej w Toruniu. Był to model „Zodiac VZ-11” zakupiony we Francji w 1921 r., a do Polski przetransportowany w 1922. Lech „zakończył służbę” na wiosnę 1926 r.
Źródło: Goodyear